piątek, 3 lutego 2012

Czarne czarne serce (proza)



Wiesz, dziewczyno, że to się nie uda? Nie przetrwa. Masz 18 lat. To nie jest na zawsze, nie jest do końca. Rana po nim będzie długo krążyła w twoich żyłach. Po co to wszystko? Po co zaczynać?

Słuchaj mnie. Słuchaj. Ta historia nie różni się od innych historii. To spotkanie, to pierwsze spotkanie, odkąd o sobie zaczyna mówić się „my”, obrasta w mitologię. Zawsze. Nie wiedział, jak zacząć. Po prostu wzięłam go za rękę.

Czułam się przy nim cała z pluszu. Doskonale znany spektakl. Znasz? Puzderka, pudełeczka wyściełane aksamitem, śmieszne pocztówki, szczeniaczki i koteczki, marginesy zeszytów pokryte jego inicjałami, pierwsza próba podpisu jego nazwiskiem, torebki po perfumach, różowe koperty i woniejący lawendą różowy papier, odcisk ust na białej kartce papieru, breloki w kształcie serca, całą noc rozmawiałam z nim w myślach, bileciki z nutami i miarą „dolce”, serce z gąbki starannie przyklejone do bileciku.

Pamiętam figurki z masy solnej. Figurka łosia z rewolwerem w dłoni. Zawsze kupował mi badziewie na urodziny, na kolejne rocznice. Nieważne było, czy drogie czy tanie; ważne, że zabawne i słodkie. Wchodził się do sklepu z badziewiem i brał szkaradną figurkę, te najbardziej szkaradne nadawały się do tego najlepiej. Dawał mi, a ja mówiłam, że słodko, i cieszyłam się, i stawiałam obok innych szkaradzieństw z masy solnej. Cała kolekcja urodzin i rocznic. Cała kolekcja walentynek.

Kolekcja listów.

Najdroższa ma! Właśnie niezwykle aktywnie uczę się języka angielskiego. Mister Nauczyciel wypisuje na tablicy niejakie phrasal verbs prawdopodobnie tylko po to, aby nam to powtórzyć. Przepisałem i wracam do roboty po stokroć przyjemniejszej - do wyznawania Tobie miłości.
Dzisiaj jest trzydziestego września i jak nakazuje tradycja obchodzimy naszą dziewiątą miesięcznicę. Kochanie moje najdroższe - nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo Cię uwielbiam, bardziej od wszystkiego na Ziemi.
Jeszcze raz muszę Ciebie przeprosić za swoje pismo. Najprawdopodobniej będę musiał Ci przeczytać ten list, a jego sens wytłumaczyć, ponieważ jednocześnie odrabiam angielski i piszę do Ciebie. Nie mogę się doczekać Ciebie: Twojej słodkiej i całuśnej buzi, nie mogę się doczekać Twojego uśmiechu, dotyku i głosu. Uwielbiam, gdy szepczesz do mnie słowa miłości. Uwielbiam ten wzrok, jakim mnie obdarzasz - taki ciepły, serdeczny.
(Przerwa na angielski) Napisałem już dziesięć zdań z phrasal verbs. Są beznadziejne np. „Mój pies zaatakował mnie”, „To policja go zabiła” i tym podobne bzdury.
Kocham Cię.
P. S. Zapomniałem nadmienić, że Cię kocham.

I ten intymny język też stracisz. Ten sekretny kod, którym nazywaliście rzeczy, ludzi, siebie. Tinko tinko, fiutałek, otki, spatki, spańki, słodka dziurka, niuniek i niuńka, pisiuńka, Misianio, kurtałka, motyle, butałki, nóżunie. Wszystkie części ciała. Wszystkie części garderoby. Wszystkie imiona. Ten intymny świat umiera. Śmierć języka jest gorsza niż śmierć narodu.

Pierwszy, który widział moje włosy łonowe. Gdy sprawy zaszły wystarczająco daleko, po prostu powiedziałam: „Następnym razem po prosty weź kondomy, ok?”

Pamiętam tamtą pościel, pamiętam nawet koc. Niebieski, miły w dotyku. Pachniał później moim wnętrzem. Odcisnął się na nim mokry kontur ciała. Święty całun, tak go czcił. I te chwile kiedy mama krzątała się po kuchni, te chwile kiedy ojciec wchodził do domu, brzęcząc znajomo kluczami. Kiedy w niepokoju, jeszcze złączeni, słuchaliśmy, czy ich ciężkie kroki nie zbliżają się do nas. Ta cisza między nami.

Pierwsza wspólna kąpiel jest zawsze później niż seks. To bardzo intymne. „Chcesz żebym zrobiła to buziom?” - chciałam go ośmielić, choć sama nigdy tego nie robiłam. Pomyślałam, że trochę infantylności nie zaszkodzi. „Opowiedz, jak było”. Lubiłam, gdy opowiada.

Pamięta ten lęk. Na pewno. Ten pierwszy lęk, najbardziej niszczycielski, który burzy w jednej chwili cały świat. Przez kilka dni dojrzewał do przypadkowego ojcostwa. Nie musiał dojrzewać.

Studia. Szczęśliwie się złożyło, że wybraliśmy filologię w Toruniu. Ja byłam lepsza z gramatyki, on z literatury. Dawaliśmy sobie radę. Razem pracowaliśmy do egzaminów. Ja robiłam notatki, on mi wykładał literaturę i pomagał w pisaniu.

Najdziwniejsze jest to, że choćbym nie wiem, jak starała sobie przypomnieć, nie mogę nic powiedzieć o dwóch latach, które poprzedziły nasze rozstanie. Wcześniej wszystko odbywało się w jakimś rytmie. Z czasem przestałam go czuć. Wszystko było takie oczywiste. On był.

Nie mogliśmy się już na siebie patrzeć. Unikałam go. Wstydziłam się za niego. Najgorsza rzecz ze wszystkich - wstydzić się za kogoś. Swój wstyd zawsze lżej znieść. Wstyd za kogoś upokarza dwie osoby. Nie przyznawałam się do niego. Raz gdy pojawił się na wydziale, pochyliłam głowę. Nie odbierałam telefonów. Mówiłam, że spałam.

Lista usprawiedliwień wydłużała. Nie dziś. Jutro. Muszę poczytać, powtórzyć materiał, będę zmęczona. Moi znajomi są w sąsiednim pokoju, jest cicho, ludzie usłyszą, muszę się umyć, boli mnie coś tam w środku.

Nie będziecie mogli na siebie patrzeć. Do każdej rozmowy będzie potrzebny pretekst. Będziecie zmęczeni. Będziecie. Jak stary nawyk z dzieciństwa, który trzeba z siebie wyplenić. Jak ssanie kciuka, jak obgryzanie paznokci.

Przez pięć lat, które przeżyłam w stałym związku, nauczyłam się tylko, jak rozstawać się w złym stylu. „Ja tu siedzę i czekam, a ty gdzieś tam sobie życie układasz, gnoju” - krzyczałam, gdy mi opowiedział o niej. Nie wiem, dlaczego ale wtedy poczułam, że muszę się ubrać na biało. Cała.

Płakałam, gdy ktoś obcy poznawał moje ciało. Bo wiedziałam, że wszystko skończone i nie ma nadziei. To było coś poważnego. Tak wtedy mi się wydawało. Później unikałam siebie w lustrze. Pierwszy raz. Długo po wszystkim się myłam. Nazajutrz gdy wstałam, umyłam się znów. Wiedziałam, że nie jestem czysta. Ale moje ciało wiedziało, że za każdym następnym razem spotkanie z innymi ciałami będzie przychodziło łatwiej. Bo wierzy w swoją niewinność - tak silnie, jak nie uwierzy kiedyś w swoją śmierć.

Dziewczyno, oni wszyscy później chętnie ciebie przyjmą - z wszystkimi twoimi nawykami i ulubionymi pozycjami. I w niektórych twoich gestach odczują niepokojącą obecność innych mężczyzn. To proste, tylko trudno o tym mówić: że tamci się nad tobą pocili, że wypełniali w ten oczywisty sposób, że w lustrach byłaś później inna, w lustrach trochę obca, że odtąd było łatwiej, że mniej bolało, że czuło się to bardziej w środku. Że poruszali się w mięsie oswojonego zwierzęcia.

Po co to wszystko? Po co zaczynać te proste historie? Masz 18 lat.

Dobrze, już dobrze. Już, już. To bajka. Tu nic nie jest naprawdę. To bajka, w której w końcu wylądujesz w małej chatce ze swoim księciem.

Za górami za lasami w czarnym czarnym lasie stał czarny czarny dom. Czarne czarne drzwi broniły do niego dostępu. Za czarnymi czarnymi drzwiami mieszkała chora chora dziewczynka. Wychodziła na skraj swojego czarnego czarnego snu. Patrzyła swoimi czarnymi czarnymi oczami w czarne czarne niebo. W dłoniach szorstko ściskała czarne czarne serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz