niedziela, 12 stycznia 2014

Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci



There is no distinction between debate and combat to a dragon. Tinvaak los grah. For us it is one and the same.
Paarthurnax 

Wszystko jest polityką, Hecerze. Wszystko jest toczącą się jawnie albo podskórnie walką o władzę. I nieważne, czy to będzie fotel prezydencki, miejsce w radzie, czy rząd dusz. Polityki nie zawsze prowadzi się „za”, nie zawsze za nią stoi identyfikacja partyjna, jak mawia Marek Żydowicz. Ale gdybyśmy przez chwilę zatrzymali się przy definicji, że polityka to „dążenie do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy”, jak mówił Max Weber, okaże się, że uprawiamy politykę. Albo legitymizujemy system, albo zabiegamy, aby ten system upadł.

Marek Żydowicz prowadził politykę i stał się ofiarą polityki w Łodzi. A wszystko przez to, że postawił na złego konia. Mógł pozostać przy stoliku i dogadać się z przeciwnikami politycznymi prezydenta, który go sprowadził do miasta, albo włączyć się w spisek pałacowy i ocalić festiwal w Łodzi. Skuteczni politycy nie mają takich skrupułów – jedno krótkie przegrupowanie, pozorowany odwrót, kilka sygnalizowanych ciosów, poświęcenie najsłabszych jednostek i jesteśmy znowu w grze. Paryż na ogół wart jest mszy.

Dobrego polityka poznaje się nie po tym, czy myśli perspektywicznie, czy ma wizję, czy działa według ściśle wyznaczonej i jasnej konwencji i wreszcie czy walczy o realizację wartości, które reprezentuje sam albo jego partia lub ruch. Dobry polityk jest skuteczny tylko wtedy, kiedy zdobywa władzę albo mandat. Nie musi być mężem stanu, nie musi być nawet przyzwoitym człowiekiem.

Skuteczny jest Tomasz Lenz, którego priorytetem wcale nie jest polityka wschodnia, jak słusznie zauważasz, ani żadna komisja, w której zasiada. Liczy się władza w województwie i wpływ na codzienne losy setek szeregowych działaczy, którzy zarabiają w samorządzie i państwowych spółkach. Łukasz Walkusz jest politykiem skutecznym nie tylko dlatego że uzyskał najlepszy wynik wyborczy w tym mieście. Realizuje projekty, które podrzucają mu jego pryncypałowie. Skuteczni są też inni działacze Platformy, który w swoich okręgach osiągali najlepsze rezultaty. Dzięki polityce mogli przejść na zawodowstwo – na bycie zawodowym asystentem posła albo senatora.

Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci. Wspieranie kandydata na prezydenta – nawet skromną sygnaturką pod postami na forum – jest polityką. Satyra na blogu, wykpienie przeciętnych aspiracji przeciętnych toruńskich polityków – to również jest znak zaangażowania. Debaty i prezentacje, analizy i protesty, Twój segregator mostowy, studium wykonalności i kosztorys – wszystko jest polityką, bo zmierza do obalenia obowiązujących w tym mieście hierarchii.

Miesiącami nie komponuje się składu segregatora mostowego, tylko po to, aby przenieść na planach most. To działanie polityczne, uderzające w sam kręgosłup systemu. Wiem, że tak myślałeś, Hecer, przemierzając korytarze urzędów, ślęcząc nocami nad stosem dokumentów. Most tak naprawdę był i jest sprawą techniczną, nieistotnym drobiazgiem na tablicach kreślarzy. Liczy się władza albo wpływ na władzę.

Polityka może podniecać, Hecer. Stronię od niej, z zaciśniętymi wargami i wściekły idę na wybory, trzymam się od niej z daleka, na odległość telewizora. Założę się o sto podłych barmańskich wódek w Desperado, że poczułeś to podniecenie, kiedy nagle wszyscy politycy zaczęli zabiegać o twoją znajomość i sympatię, kiedy pojawiło się coraz więcej wsparcia od obcych ludzi, kiedy dostałeś pierwszy znaczek „Popieram Hecera” i kiedy wygrałeś proces z prezydentem Torunia.

Wszystko jest polityką. Nie ma przestrzeni, która byłaby od niej wolna. Ona jest wszędzie. Wchodzi do twojej głowy, dyktuje, co możesz robić i z kim w łóżku, na co wydajesz pieniądze, czy możesz to wszystko rzucić i wyjechać, w jakich granicach możesz się temu przeciwstawić. Ten, kto umie się w to bawić, wygrywa.

Ty nie przegrałeś. Most był sprawą techniczną, kreślarskim drobiazgiem, początkiem zabawy, a nie jej finałem, bo most jest ciemną kreską, która ostatecznie znajdzie drogę do serca i w końcu zabije chory ustrój. O sto podłych wódek w Desperado - wiem, że w to wierzysz.