Nadszedł jednak czas, by zacząć mówić jednoznacznym głosem. Gdy badamy przyczyny tragedii w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 roku, jednym z obrazów, jaki staje nam przed oczami, jest sieć niejawnych powiązań i interesów, sojusz zlustrowanych i czekających na lustrację, domniemana aktywność służb specjalnych, słowem gra operacyjna teczek i wywiadów (...)
Po upadku samolotu TU 154 M, po śmierci i szybkim pogrzebie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i towarzyszących mu Osób, wielu naiwnym wydało się, że w Polsce nareszcie zapanuje święty spokój. Wszystko wróci do normalności i zapomnimy o groźbie sanacji, zapowiadanej przez zwolenników IV RP.
Ale po szokującej tragedii i bulwersującym śledztwie, mimo przegranych wyborów parlamentarnych, hipertrofia dowcipu w sztuce minionej dekady i banalizacja skarlałego gniewu w pop-kulturze i post-polityce w wielu „przebudzonych” wywołały wstręt i oburzenie.
W tej perspektywie „drugiego Katynia” i oskarżenia rządu Tuska o zdradę interesu narodowego przez Solidarnych 2010, dawne tymotejskie dzieła i banki gniewu nabierają nowych znaczeń zyskując na aktualności.
Zorientowani niepodległościowo młodzi zradykalizowali się po Smoleńsku, o czym świadczy choćby patriotyczne uniesienie na stadionach, które daremnie próbuje ostudzić „Gazeta Wyborcza” (upominająca się swego czasu o pamięć o Mieczysławie Bermanie) z pomocą rządu (...)
Polska, jak słusznie sugeruje w trzeciej części „trylogii” Bartana, faktycznie stałaby się „beczką prochu” w Europie i tym samym ojczyzną rozmaitych Breivików. Łatwiej byłoby wówczas Polaków zawstydzać, upokarzać i rządzić nimi. Niestety, te perfidne plany „stosowanych sztuk społecznych” wspiera obecna władza.
Potworne, bluźniercze oblicze tej „nowej plemienności”, niezdolnej szanować bohaterów narodowych, jak Piłsudski, ks. Jerzy Popiełuszko, a tym bardziej Ofiary ze Smoleńska, ujawniło się w niespotykanej do tej pory masie we wstrząsającym filmie Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego Krzyż (2010), który kończy naszą przygnębiającą opowieść.
Z analiz Sloterdijka wiemy, że problemu gniewu i dumy nie da się wyjaśnić za pomocą psychoanalitycznej redukcji, ponieważ namiętność ta jest swoista i rodzi się z potrzeby niezależności i czci. Tendencja owa kierowała ludzkością w czasach Homera, jak i rządzić chce nami za pośrednictwem Jarosława Marka Rymkiewicza.
Stajemy dziś - „przebudzeni” po Smoleńsku 2010 i niezdolni wraz ze Zbigniewem Herbertem do przebaczania w imieniu „zdradzonych o świcie” - przed silną pokusą apostazji, jak w czasach Wyspiańskiego. Jesteśmy bowiem ponownie przez Historię wystawieni na próbę: czy wytrwać w tradycji chrześcijańskiej, w której gniew jest śmiertelnym grzechem i otrzymuje legitymizację jedynie od Boga (lecz jak rozpoznać tę donację?), czy przeciwnie, nie zważając na skrupuły narzucone nam z Nieba, sami obmyślmy dla naszego gniewu stosowne uzasadnienia?
Cierpimy jako jednostki i jako Naród po doświadczeniu „drugiego Katynia” i termobarycznej eksplozji gniewu. Podlegając ekonomii tymotejskiej ekspresji, pytajmy więc siebie po parlamentarnych wyborach, po tej wstrętnej, tchórzliwej apostazji „przyjaciół Moskali”: czy ambitna, żądająca prawdy w smoleńskim śledztwie i szacunku dla siebie Polska, kontynuując przerwane tragicznie sny o przewodzeniu krajom tej części Europy, zdolna jest uchronić polski thymós przed postępującym zaflegmieniem?
Wszystkie cytaty pochodzą z przewodnika po wystawie „Thymos. Sztuka gniewu 1900 - 2011” w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej. To fragmenty tekstu kuratora Kazimierza Piotrowskiego.
Ilustracje pochodzą ze znakomitego bloga Dlaczego Nie Napalm, który tworzą cytaty z prawicowych forów internetowych - link
Lektura uzupełniająca - rozmowa z Kazimierzem Piotrowskim w „Gazecie Wyborczej"