Rzadko piszę o polityce. Trzeba zerwać z tym swoim przyzwyczajeniem i spróbować zapisać się do szlachetnego klubu blogerów politycznych, takich jak mój brat Wojtek, który prowadzi bloga w portalu Gazety Pomorskiej. Były poeta i prozaik – autor jednego z najlepszych debiutów poetyckich ostatnich lat – marnuje swój literacki potencjał na plonkowaniu lokalnych polityków. Teraz moja kolej. Wklejam absolutnego starocia, te dane to już niemal archeologia.
Szefowie miejskich spółek, dyrektorzy wydziałów w magistracie, urzędnicy, przedsiębiorcy współpracujący z miastem - kto finansował kampanię wyborczą Michała Zaleskiego w 2006 roku?
Według ordynacji wyborczej wpłaty na rzecz komitetów wyborczych mogą dokonywać jedynie osoby prywatne. Swoich kandydatów nie mogą zatem wspierać przedsiębiorstwa, instytucje i organizacje pozarządowe. Pieniądze na kampanię można też zdobyć, biorąc kredyt bankowy. Po wyborach komitety muszą rozliczać się z wszystkich środków zdobytych na walkę wyborczą.
Sprawozdanie może przeczytać każdy, kto zgłosi się do Delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Toruniu. Nazwiska darczyńców nie mogą jednak zostać upublicznione, chroni je Ustawa o ochronie danych osobowych. Zachęcam wszystkich do wycieczki do delegatury mieszczącej się w budynku Urzędu Marszałkowskiego. Najlepiej wcześniej się z nimi umówić telefonicznie na konkretny termin. Informacje tu.
Komitet Wyborczy Wyborców Michała Zaleskiego Czas Gospodarzy w poprzedniej kampanii samorządowej uzyskał przychód w wysokości 172.177,64 zł. Osoby prywatne wpłaciły 172.170,35 zł (różnica w sumie to odsetki z rachunku bankowego). Czas Gospodarzy wydał na kampanię 172.784,89 zł, w tym: media (52.574,60 zł), wykonanie materiałów wyborczych (112.756,11 zł), spotkania wyborcze (6165,60 zł). Pojawiły się cztery wpłaty niezgodne z ordynacją, których dokonały dwie osoby prywatne, kancelaria prawnicza i zakład fotograficzny.
Wśród tych, którzy wsparli komitet Zaleskiego, dominują kandydaci startujący wówczas z jego listy w wyborach: w kasie Czasu Gospodarzy zostawili od 95 zł do 5500 zł. 275 zł dorzucił też do puli jeden z kandydatów do rady miasta w 2006 roku – mandatu nie dostał, ale wygrał konkurs na dyrektora jednej z instytucji. W gronie darczyńców znaleźli się także: sędzia (4000 zł), założycielka jednej z organizacji pozarządowych (5000 zł), były prezes dużego toruńskiego przedsiębiorstwa (5000 zł), 3000 zł (dealer samochodów), 1700 zł (szef jednego ze stowarzyszeń chrześcijańskich), 1000 zł (prezes spółdzielni mieszkaniowej), 200 zł (lekarz z przychodni akademickiej). Największą sumę – 10 tys. zł – na kampanię komitetu Zaleskiego przeznaczył wieloletni prezes toruńskiej firmy budowlanej, która w ostatnim czasie wybudowała w mieście dwa duże obiekty za samorządowe pieniądze.
Pieniądze na kampanię przeznaczyli też przedstawiciele miejskich spółek: 100 zł (jeden z kierowników w Miejskim Zarządzie Dróg), 600 zł (członek rady nadzorczej Miejskiej Przedsiębiorstwa Oczyszczania), 3000 zł (prezes miejskiej spółki). Komitet Zaleskiego wsparli też pracownicy Urzędu Miasta: 500 zł (pracownik Wydziału Komunikacji Społecznej i Informacji), 4500 zł (były dyrektor jednego z wydziałów, dziś dalej pracownik urzędu). Bardzo hojni okazali się też dwaj szefowie magistrackich jednostek, którzy wpłacili po 5 tys. zł.
Czy to uczciwe, że pracownicy urzędu i szefowie spółek, którzy bezpośrednio odpowiadają przed prezydentem, wpłacają pieniądze na jego komitet wyborczy? Zdaniem Adama Sawickiego, który zajmuje się programem „Przeciw korupcji” w Fundacji Batorego, trudno mówić o nieetycznym zachowaniu kandydata i jego sympatyków. - Pracownicy instytucji samorządowych mają prawo do własnych poglądów politycznych i mają prawo do wspierania komitetów wyborczych - tłumaczy. - Można zadać pytanie, czy w owym czasie nie dostali premii ze swoich instytucji z wyraźnym wskazaniem, że mają je przeznaczyć na kampanię wyborczą jednego z kandydatów. Jeśli doszłoby do jakichkolwiek nacisków ze strony komitetu, to nie tylko byłoby to nieetyczne działanie, ale i złamanie przepisów dotyczących finansowania kampanii wyborczych. Możliwe jest też, że część pracowników zależnych od prezydenta mogła dokonać tych wpłat nie tyle z sympatii do kandydata, ale z wyrachowania, bo zależało im na zachowaniu stanowisk, które pełnili do tej pory.
Pan redaktor PO i PIS też zamierza rozliczać ??
OdpowiedzUsuń