wtorek, 3 kwietnia 2012

Wymarłe wileńskie tradycje Torunia



„Toruń to jest znane miasto w świecie i bezkonkurencyjne ma zabytki i uniwersytet z prawdziwego zdarzenia z kadrą przedwojenną /Wilno/, która przekazała dobre tradycje. Bydgoszcz czerwone miasto z całym bagażem komunizmu. Nic więcej nie trzeba dodawać”
Anonimowy komentator


Nie wiem, czy człowiek, który wpisał się pod moim komentarzem porównującym nieco przewrotnie kulturę Bydgoszczy i Torunia, żartował czy mówił to zupełnie serio. Notka wygląda bardzo niedorzecznie, bo spotyka się w niej kilka typowo toruńskich mitów.

Czy Toruń jest miastem znanym na świecie? Podejrzewam, że nawet część turystów na tyle automatycznie zwiedziła miasto, że zupełnie go nie zapamiętała. Szkolne wycieczki zapamiętają jedynie meganudny pokaz w planetarium – przy całym szacunku dla edukacyjnej roli planetariów, ale wizyty w tych instytucjach jako dziecko wspominałem zawsze boleśnie. Do tego jeszcze Dom Kopernika, może Ratusz Staromiejski i zamek krzyżacki, na którym kiedyś z łuku postrzelił się bydgoszczanin (powiedział obsłudze: „Nie będzie mnie pan uczył z łuku strzelać” i trafił się w ramię). Poza Starówką młodzież niczego nie widzi.

Zależy oczywiście, jak postawimy poprzeczkę, od której zaczyna się „sława na całym świecie”. Myślę, że jednak Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań i Gdańsk biją nas w tej kategorii. Mimo to lubimy o sobie myśleć, że obcokrajowiec na jednym wydechu wymienia nas w tym towarzystwie i bez trudu postawi krzyżyk na mapie, gdzie Wisła szykuje się do miękkiego zakrętu.

Dlaczego mielibyśmy być sławni na całym świecie? Dzięki gotykowi? Dzięki Kopernikowi, którego nawet nie znał student astronomii z Paryża i Sztokholmu? Przeceniamy swoje możliwości. Generalnie niewielu Europejczyków potrafi wyjść poza garść frazesów, opisując Polskę. Generalnie niewielu Polaków potrafi wyjść poza garść frazesów, opisując Toruń.

Komentarz w sprawie uniwersytetu ograniczę do stwierdzenia, że UMK to uczelnia, która wyróżnia się może w kilku dziedzinach w perspektywie międzynarodowej i raczej nie liczy się w światowych rankingach szkół wyższych.

Nie mogę przeżyć tego Wilna. Wilnianie zostawili w Toruniu bardzo mocne ślady, ale nikt o tym nie mówi na co dzień, nikt tego zupełnie nie przeżywa. Przesiedleńcy z Wilna stworzyli całą strukturę uniwersytecką, wraz ze skopiowanym z Uniwersytetu Stefana Batorego wydziałem sztuk pięknych. Zakładali miejscowe instytucje kultury, tworzyli przez lata elitę tego miasta, ale ta historia zupełnie nie jest nikomu przypominana. Wszystko dziś zamyka się w zdaniu, że wilnianie przywieźli do nas uniwersytet.

Ta opowieść urywa się w pół słowa może dlatego, że jest na wpół mityczna. Lubimy o sobie mówić, że jesteśmy spadkobiercami wielkiego litewskiego dziedzictwa. A tymczasem do Torunia przyjechała w rzeczywistości stosunkowo niewielka grupa przesiedleńców z Wilna – większość trafiła na Warmię i Mazury, do Gdańska albo na Pomorze Zachodnie. Była to grupa dość elitarna, oderwana od swojej kresowej kultury i mowy, którą przemocą wprowadzono w zupełnie nowe środowisko. Zapewne nie pomylę się, twierdząc, że była nieco zamknięta na pozostałych mieszkańców.

W moim rodzinnym Olsztynie pielęgnowano wileńskie zwyczaje. W wielu dowodach osobistych przez lata w miejscu urodzenia widniało „Wilno ZSRR”. W moim rodzinnym domu mówiło się o Wilnie i Wileńszczyźnie. Nie mogło być inaczej – moi dziadkowie stamtąd się wywodzą: Butkiewicze i Maleszowie z Wilna, Giedrysy i Sosnowscy z okolic miejscowości Giedrojcie w dzisiejszym rejonie malackim. Do dzisiaj w Olsztynie skromnie świętuje się 4 marca, czyli dzień św. Kazimierza, patrona Litwy. A w Toruniu obyczaje kresowe zniknęły wraz ze śmiercią wielkich ludzi, którzy przyjechali do tego miasta uniwersyteckim transportem. Wileńskość Torunia jest mitem tak samo jak mitem jest jego wielokulturowość. Granie tą kartą nie ma większego sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz