sobota, 21 kwietnia 2012

Caroline Wozniacki i jej „Oxygen”



Caroline Wozniacki otworzyła niedawno w Toruniu szkołę tenisową swojego imienia. Inicjatywa jak najbardziej godna pochwały. Jednocześnie chcąc podpromować swoje przedsięwzięcie, zrobiła piosenkę i wideoklip. Zupełnie nie rozumiem, co skłoniło szóstą rakietę na świecie (ach, te dziennikarskie klisze), aby spróbowała swoich sił w dziedzinie, z którą raczej niewiele ma wspólnego.

„Oxygen” to horror pierwszej klasy: piosenka jest tak żenująca, że nawet najwierniejszy fan nie ściągnie tego jako dzwonek, wideoklip jest tak koszmarny, że nikt nie powinien wpisywać go do swojego twórczego dossier. Wozniacki gra w tenisa, spotyka się z młodzieżą, pozuje do zdjęć, daily routine. Ten, kto ją wystylizował do tego wideoklipu, powinien stracić pracę. Dziewczyna wygląda bardzo niekorzystnie. Zespół puszy się i miota, udając, że gra na żywych instrumentach. A wokół Toruń i Bydgoszcz – raczej przeciętnie sfotografowane. I do tego prześmieszny product placement bydgoskiej Pesy. Już widzę, jak skuszeniu widzowie ruszą do naszego sąsiada, aby zakupić sobie skład tramwajowy.

Fabuła filmu wydaje się nieco dziwna. Poznajemy słynną tenisistę, poznajemy jej stalkera (w tej roli nieoceniony Kuba Wesołowski), który kontaktuje się ze swoją idolką za pomocą piłeczek gryzionych przez wilczura. To ma sens.

Największą porażką – darujmy sobie średnią fabułę, smutnego psa, Pesę i Wesołowskiego - jest auto tune. Podejrzewam, że Wozniacki nie grzeszy talentem wokalnym, ale - na litość boską – zupełnie nie wiadomo, jak brzmi jej głos.

Autotune'owy plugin ma wiele możliwości:



Ale podejrzewam, że sesja nagraniowa wyglądała tak:



Mam nadzieję, że nie powstało to za pieniądze podatników. Bo nie powstało? Prawda? Prawda? Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz