piątek, 1 kwietnia 2011

Urzędnicy, młodzieżówki i gaciowe gnomy

Drobny ferment wywołało w Toruniu to, że zapewne przystąpimy do Międzynarodowego Stowarzyszenia Miast Orędowników Pokoju – kolejnego prestiżowego klubu, do którego należą miasta dotknięte przez wojnę. Wydaje mi się, że to kolejna grupka ludzi, która posługuje się szlachetnymi hasłami, aby raz na jakiś czas spotkać się bez żon w egzotycznym kurorcie i beztrosko sobie ponarzekać na świat pełen kłamstwa i nieprawości. Smaczku sytuacji dodaje to, że jej liderem jest członek komunistycznej partii USA, który bywa pupilem rozmaitych latynoskich rzeźników i rzezimieszków.
Rozumiem idee zrzeszania się i orędowania pokoju, bo to szlachetne idee, ale nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego powinniśmy należeć do tej organizacji i co na tym możemy zyskać. Urzędnicy i radni zachowują się trochę w tej sprawie, jak gaciowe gnomy z South Parku, które swoje strategie ekonomiczne opisują w taki oto sposób:


W warunkach toruńskich schemat gaciowych gnomów wyglądałby tak:
Krok 1 – Zapisz się do międzynarodowej organizacji, płać tysiąc dolarów składki rocznie (tyle płaci Vancouver)
Krok 2 - ???
Krok 3 - Profit

Wiadomość, że być może wstąpimy do stowarzyszenia, oburzyła młodzieżówkę Platformy, która przygotowała mało śmieszny happening poświęcony inicjatywie urzędników. Przekazali im bilet do Meksyku w jedną stronę (miałby z niego skorzystać prezydent Zaleski, wybierając się na kolejny zlot stowarzyszenia w Acapulco) i przezabawną – boki zrywać! - meksykańską czapeczkę.

Partyjne młodzieżówki w ogóle są okropne. Młodzi działacze mają mocny instynkt stadny, w pojedynczych egzemplarzach w sytuacjach społecznych występują tak samo rzadko jak Młodzież Wszechpolska. Najgorzej ich spotkać na koncercie. Dla zamaskowania niedawnego Parteitagu noszą modne koszulki – zależnie od wyznawanej mody politycznej:
1) z pomarańczowej trasy Kultu
2) z listą piosenek ostatniego tournee Strachów Na Lachy
3) z kawałkiem muru i fragmentem tekstu jedynej piosenki Kaczmarskiego, jaką znają.
Do tego dochodzi jeszcze marynarka młodzieżowo przewieszona przez ramię. Ulegają dyktaturze fajności, zawsze się uśmiechają i szybko skracają dystans z rozmówcami. Gdy przypadkiem nie zmienią ubrania, epatują czerwonymi krawatami lub ametystowymi koszulami zalotnie rozpiętymi pod szyją. Muszkami na ogół gardzą, bo to garderoba liberalno-konserwatywnej ekstremy.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek poznał większych nudziarzy. Ale to jeszcze da się jakoś znieść. Natura obdarowała ich lekkim i nieszkodliwym poczuciem humoru, które zapewne sprawdza się w nieco swobodniejszych sytuacjach.
Słyszałem raz taki oto dialog młodego aktywu:
- Późno się robi. Która? - zapytał młody działacz.
- Bo ci stanął? – frywolnie domyślał się jego towarzysz i obaj wybuchli serdecznym śmiechem.
Kolejną eksplozję niewymuszonej i czystej zajebistości wywołała prosta acz nieoczywista o nocnej porze refleksja, że już od dwóch minut jest niedziela i że wszyscy wokół na dziś mówią jeszcze jutro. Śmiechu było co nie miara. Później panowie ustalili jednak, że póki co jest wcześnie, więc się jeszcze napiją. Jeden działacz zaczął mieć wątpliwości, czy zgodnie z normami europejskimi dostanie swoją czterdziestkę. Ale drugi rozwiał jego wątpliwości:
- Możesz mi zaufać.
- Uf, uf? – zapytał pierwszy.
- Uf, uf.
Napili się zaraz po tym, jak orzekli, że alkohol twój wróg i trzeba go w mordę lać.
To źle, że za happeningi polityczne bierze się młodzież boleśnie pozbawiona poczucia humoru. Po ich akcjach bilet przypominający przedszkolną laurkę i prześmieszna czapeczka w rejestrze korzyści każdego urzędnika będzie wyglądała dość haniebnie.

Uwaga, drodzy czytelnicy! Zmykam na chwilę do Szwecji (tak, do tego różowego kraju, którym prawdziwi Polacy straszą swoje dzieci, bo tam można dostać więzienie za mówienie do mamy „mama”), nie sądzę, żeby tam mieli internet, więc chwilę mnie nie będzie. Gdy odpowiednio nasiąknę tamtejszymi ideami robotniczymi, przeprowadzę poważną rewolucję na blogu.

2 komentarze:

  1. i tak Ci dopomóż UJ. UJ to zapomniany skandynawski bożek, objawiający swe urocze różowe oblicze w okolicach fiordów, zwykle również w okolicach okrągłych dat, takich jak 1 kwietnia. Jest on po części odpowiedzialny za sukces "płaskiej struktury" w szwedzkich komórkach społecznych zwanych u nas potocznie rodzinami. Jego fantastyczne poczucie humoru pozwoliło nabrać szwedom poczucia dystansu do siebie, którego u nas brakuje, mimo że paradoksalnie w Polsce za bardzo wiele rzeczy obarcza się odpowiedzialnością UJa. Znane powiedzenie "A to UJ!" i "O do UJA!" potwierdzają jego obecność w naszych wierzeniach. Jednak uznaje się go za bóstwo z ciemnej strony mocy. Mimo że i u nas bywa różowy i uśmiechnięty.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no i pojechał ciekawe czy wróci bo szwecja o tej porze roku pięknieje z dnia na dzień ;)

    OdpowiedzUsuń