Weekendowy binge wydaje mi się coraz mniej interesujący. Tak naprawdę coraz trudniej znaleźć godne miejsce, aby się kulturalnie zeszmacić. Piwnicę Pod Aniołem i knajpę Teatru Wiczy wykończyły zbyt duże czynsze w ratuszu staromiejskim. Do Milesa lepiej wybierać się z obstawą, w Desperado zwykle nie ma miejsc, Kadr to nora, Lizard to podła sieciówka, Niebo jest zbyt senne, Koniec Świata zbyt jasny, Zezowate Szczęście ogłosiło przerwę. Z wielu knajp wyrosłem, w wielu czuję się jak w Kutnie – nikogo nie znam.
Chlanie straciło wiele uroku po wprowadzeniu zakazu palenia, który teraz w wielu klubach i pubach z radością i beztroską łamię. Piątek był dniem smutnym, ciemnym i wietrznym - pogoda w sam raz na sponiewieranie się kilkoma cebrzykami piwa. Do tego dół i marazm, który jest nieodłącznym elementem intelektualnego krajobrazu Torunia. Składniki znakomitej imprezy noir. Ale jak tu epatować młodsze roczniki tą wysłużoną stylistyką, gdy się pali na mrozie?
Najpierw eNeRDe, które przeżyło dziki nalot awangardowej dzieciarni. Pojawiły się przez chwilę rewelacje matrymonialne pierwszej połowy lat 90, ale dominowały małolaty. Nie wolno tych młodszych prowokować, bo od razu wyrastają za nimi panowie o szerokich wioślarskich ramionach, którzy bez zbędnych dyskusji imprezę przenoszą przed lokal. Najgorzej jest gdy ktoś zorganizuje tu osiemnastkę. Kolesie mają maksymalny przyrost instynktu terytorialnego - jedno spojrzenie sprowadza na ciebie prawdziwe piekło.
W eNeRDe pali się teraz na patio. Gdy usłyszałem, jak jacyś młodzi hiphopowcy zgrywają młodych Timbalandów i z dumą opowiadają o swoich mikstejpach, nekstlewelowych bitach i podkładach, uznałem, że pora zmienić lokal. Na szczęście znajomi byli tego samego zdania.
Gdybym lubił towarzystwo fryzjerek i sprzedawczyń z butików, zapewne wybrałbym Moskwę. Ale wybrałem Tratwę. To bez wątpienia najbardziej sfrustrowany lokal w mieście – chleją tu dawne nadzieje lokalnej awangardy muzycznej, przyszli wzięci biznesmeni, niedoszli emigranci, którzy postanowili jednak wrócić do kraju, gdzie na nich czekał wiernie Tratwowy alkoholizm. Imprezy tutaj zwykle wieńczy alkoholowa rezygnacja albo wybuch euforii: pijani proponują sobie pracę, mówiąc, że zaczepią się gdzieś tam daleko i wszystkich gdzieś tam daleko sprowadzą. Tak wygląda zabawa, gdy w Tratwie przesiadują stali klienci. Są bezlitośni: rzucają żartami z Joe Monstera, a otoczenie rechocze z nimi jak w sitcomie. Koszmar. Na szczęście było dość pusto.
Powrót na gościnne łono eNeRDe. Też pustawo. Przeważają dziewczęta i chłopcy o rocznikach tak egzotycznych, że nie sposób uwierzyć, że mówią pełnymi zdaniami. Pod koniec w najgorszym momencie pojawia się tłum z innego świata – starzy dziwni znajomi, którzy zaraz powyciągaliby swoje trupy z szafy i z boleścią obnosiliby się po eNeRDe ze swoją pretensją. Można byłoby się napić, można byłoby tę watahę dorżnąć, ale taksówka już w drodze. Można kierowcę odesłać, ale po co irytować ludzi pracy w wietrzną, pochmurną i mokrą noc?
Zwykle wracam z jakimś trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, mimo że ostatnio siebie oszczędzam, nie tak jak w młodości, kiedy udaną imprezę poznawało się nazajutrz po tym, że budziłeś się w jakimś obcym miejscu, bez spodni, ze sparaliżowaną lewą połową ciała. Tym razem jednak coś z tego zostało. W Tratwie był malarz Stephen Campbell - narysował mnie w stanie, w którym spływa ze mnie twarz.
Panie Grzegorzu,
OdpowiedzUsuńbardzo trafne spostrzeżenia - miło czytać Pana rozważania i cieszyć się Pana dobrą formą. Trzymam kciuki, aby blog rozwijał się w tą stronę.
Stary Piernik
spostrzeżenia przedstawione we wpisie trafnie oddaje też Maciej Maleńczuk w piosence "Twarze przy barze" :)
OdpowiedzUsuńhttp://w326.wrzuta.pl/audio/8ohu5RwMSh1/malenczuk_-_twarze_przy_barze
Wpis świetny. Swoją drogą zaś, jeśli chodzi o toruńskie lokale, polecam Vento i Przepompownię :)
OdpowiedzUsuńno cóż, starzejemy się;) mnie już knajpy nie wprowadzają w pozytywny nastrój, są albo za brudne, albo za zimne, za gorące, za ciemne, za jasne..piję w domu, a po 1 piwie w kimę, hehe.
OdpowiedzUsuń