piątek, 6 grudnia 2013

Witajcie w naszej bajce



Istnieją sądy odruchowe, automatyczne, z pozoru oczywiste, które gdy im się bliżej przyjrzeć, okazują się mylne, kłamliwe i puste. Taka jest właśnie blogowa publicystyka Hecera.

O radnych mówi: „to jest banda potwornych gamoni i przygłupów” i dziwi się, że „miasto uchodzące za inteligenckie” wybiera tak nieuczonych mężów na swoich reprezentantów. Rządzą nami głupcy - taki zarzut pachnie jakimś mentalnym korwinizmem. Później zaraz nasz bohater rozczula się nad sobą, przypomina sobie dawne dzieje, kiedy się z rewolwerem na debaty chodziło, a był to, panie dziejku, 2010 rok, gdy ktoś nieopacznie zapytał, czy nasz bohater oby nie ma jakichś politycznych ambicji. I Hecer poszedł tym myślowym tropem, wsiąkł w ten scenariusz RPG i rzekł z obrzydzeniem: „Nie, radnym nie zostanę, z radnymi nie mam wspólnych tematów”. Cóż, brak ogłady towarzyskiej i niechęć do bankietowego small talku może być jakąś wymówką przed politycznym zaangażowaniem.

Brzydzi się polityką i fałszywym językiem gamoni i przygłupów, ale czyż z radością nie sięgnął po gesty postpolityki, tej bestii 666, gdy protestował przeciwko nadaniu ronda na średnicówce imienia Tadeusza Mazowieckiego? Radni Platformy zachowali się mało rozsądnie, co nie przeszkodziło Hecerowi zaakceptować ich gestu i zmienić jedynie jego wektor. Średnicówka dzieli mieszkańców, premier III RP łączył, więc nie będzie dobrym patronem, ale byłby dobrym ojcem chrzestnym placyku w centrum miasta. Skopiował akt gamoni i przygłupów, chociaż pewnie bliższa jego antyestablishmentowej duszyczce byłaby poetyka trawestacji. Co go powstrzymało przed mocniejszym performansem? Dlaczego nic go nie podkusiło do radykalniejszych postulatów np. do nazwania bezkolizyjnego skrzyżowania imieniem Bronisława Geremka? Dlaczego gdy inni grają, gra jest głupia?

Później zajmuje się polską dyplomacją i pisze: „Bardzo życzę temu rządowi, żeby zakończył konflikt wewnętrzny na Ukrainie sukcesem, ale nie wierzę, że mu się to uda”. Cóż, taki namysł nad polską racją stanu na Wschodzie brzmi bardzo szlachetnie. Tusk mógłby zakończyć konflikt na Ukrainie? O RLY?

Moją rozmowę z Markiem Żydowiczem do „Gazety” czytał z taką gniewną zapalczywością, że poczerwieniały mu końcówki uszu. Najmocniej oburzyła go moja wypowiedź: „Wszystko jest polityką”. Otóż zaufaj mi, wszystko jest polityką. I film, w którym narratorem jest odwołany w referendum prezydent, i ciągnąca się w nieskończoność obsesja prezydenturą Michała Zaleskiego, i pomysł na tabliczkę z nazwiskiem na zupełnie nieistotnym fragmencie toruńskiego chodnika. Nie ma szlachetnych obywatelskich gestów. W takich baśniach intrygującą postacią w tle zawsze jest jakiś król albo szef gildii, który poświęca bez wahania pionki, aby wystawić na strzał ważną figurę przeciwnika.

Realia Torunia, które przedstawia Hecer, są światem przedstawionym, są baśniową krainą: jest król, jego dwór z potworami i karłami, królewna czesząca włosy na wysokim tarasie, żebrak pokazujący gawiedzi swoją owrzodzoną nogę. Logika snu jest nieubłagana, choć niespójna: w tym obrazku jesteś królem, królewną i żebrakiem.

Najpierw Hecer przedstawia tezę z potężnie wyolbrzymionym błędem, ilustruje ją coraz to bardziej absurdalnymi przykładami, że od razu widać, że to służący zabił, bo chce uciec z kucharką. Nikt nie ma szans i nikt się nie uchroni. Szach mat, toruńskie gamonie. Jak dobrze być mną, jak źle być gamoniem. Jakie życie, taki rap.

Hecer nie ma zbyt wielkiej konkurencji w dyscyplinie „walka z cieniem”. Wejście w jego bloga to zejście w świat przedstawiony, urojony, w którym wrogowie są szpetni i nikczemni, a śpiewak zawsze jest sam – coraz bardziej radykalny i coraz bardziej bezradny.