wtorek, 8 marca 2011

Na czym polega wojna w toruńskiej kulturze


Wszystkim, którzy chcą się dowiedzieć, jak wygląda refleksja polityków na temat życia artystycznego w Toruniu, polecam komisje kultury rady miasta. Wejść tam może każdy wyborca. Na zebraniach tego szanownego grona pojawiłem się kilkakrotnie – za każdym razem wracałem całkowicie zdruzgotany.
Radni prześcigali się w docinkach, woleli mówić, jak spędzają czas wolny, co ostatnio przeczytali albo pouczali innych radnych o etykiecie. Niektórzy mogli dowiedzieć się, że tytułowanie Rydzyka „panem” jest niedopuszczalne, choć zwracanie się do Jezusa i Boga per „Pan” jest jak najbardziej na miejscu. Wcale nie kpię, tego rodzaju dialogi pojawiały się dość regularnie na komisji, bo jej szef w zeszłej kadencji niezwykle łatwo dawał się prowokować lewicy.
Te zebrania były dla mnie dość ambiwalentnym doświadczeniem. Na pewno w barwny sposób ukazywały mi reprezentantów mieszkańców mojego dynamicznego miasta. Ale nigdy nie przychodziłem tam po to, aby dowiedzieć się, jak wygląda robienie polityki na najniższym szczeblu samorządu, zwłaszcza że panowie puszyli się i miotali dopiero, gdy zauważyli na sali dziennikarzy.
Komisja pokazywała mi dobitnie, na czym tak naprawdę polega wojna w toruńskiej kulturze.
Bo ta wojna nieustannie trwa: zamienia znakomitych artystów w wiernych kaprali, sprawia, że pola walki o tzw. sławę i pojedynczość stają się polami walki o dotacje i przychylność władz. Nigdy z tej tezy się nie wycofam, choć raz na jakiś czas słyszymy o sojuszach i nowych wspólnych wrogach. Ale to tak jakby Euroazja ze Wschódazją wystąpiła przeciw Oceanii, a zaraz później tego nie pamiętamy i mówimy o aliansie Oceanii z Euroazją przeciw Wschódazji.
Główna linia frontu nie biegnie na granicy między urzędnikami a petentami, radnymi a wyborcami, przedstawicielami kultury alternatywnej a oficjalnej, zwolennikami administracji Zaleskiego a jej przeciwnikami. Jest znacznie prostsza i pierwotna. To matka wszystkich konfliktów. Wojna pokoleń.
Nie chcę tego konfliktu ubierać w żadne romantyczne ramy, bo objawia się w sposób wręcz żenujący. I tu bez winy nie są obie strony. Na komisji kultury zauważyłem, jak wielka mentalna przepaść dzieli młodych radnych od tych starszych – bez różnicy były barwy partyjne. Starzy mają zupełnie inne doświadczenia i cele; młodzi zyskali głos, który brzmi coraz głośniej, ale nie pozwala im na razie na wstrząśnięcie tym systemem.
Gdy młodzi mówią „NRD”, starym przypomina się bezlitosny totalitarny reżim, który młodzi postanowili zrekwizytować w popularny klub. Gdy młodzi mówią „ESK”, zależy im na pokazaniu talentów i aspiracji najnowszych pokoleń; starzy w tym czasie opowiadają o dziedzictwie, ginącej tradycji i szacunku dla przeszłości – wspólnej, europejskiej i bolesnej. Gdy młodzi mówią „kultura”, widzą przede wszystkim własnych kolegów, którzy kosztem ogromnych poświęceń zakładają organizacje pozarządowe, przygotowują koncerty i festiwale; starzy zaś odczytują ją jako „instytucja”: muzea, teatry, orkiestry, galerie, domy kultury, dotacje.
I gdy tak naprawdę prześledzimy linię frontu między zwolennikami oficjalnej polityki kulturalnej miasta a jej przeciwnikami, zauważymy ten mocny generacyjny rys. Szczególną złość młodych budzą ci, którzy zdradzili swój wiek, zwłaszcza jeśli są dyrektorami instytucji kultury. Była nadzieja na zdobycie kolejnych przyczółków, na oswojenie kolejnych miejsc, ale młodzi wybrali starość.
Młodzi coraz silniej się rozpychają, bo mają coraz większy wpływ na codzienność. Nie zdobyli jedynie władzy, którą dalej trzymają starcy. Nie ma co się rozpaczliwie szarpać, władza jest tylko kwestią czasu. Za trzy lata wszystko będzie wyglądało inaczej.

3 komentarze:

  1. Czasem zastanawiam się, czy jest to pat, czy bardziej zugzwang, używają terminologii szachowej. Jedno od drugiego odróżnia brak wyjścia lub - same złe.

    Może chodzi o Winstona Smitha, a może po prostu o zmianę warty. Czy 3 lata starczą?

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzesiu, będzie wyglądało inaczej, ale trzy lata pójdą się....

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następne posiedzenie? Chcę na to popatrzeć.

    OdpowiedzUsuń