wtorek, 1 marca 2011

Orły i orlęta toruńskiej liryki

Wkrótce zapewne ukaże się najnowszy numer „Ha!Artu” o grafomanii. Trochę się w nim wymądrzam na ten temat. W końcu dzięki literaturze minorum gentium zdobyłem dyplom. Na tę radosną okoliczność przygotowałem nieco luźniejszy materiał, w którym popastwię się nad czterema utworami rodzimych twórców: Kobranocki, H5N1 i PTP.

Tamilskie Tygrysy twych źrenic

Z tekściarstwem Kobranocki na ogół jest dobrze, o ile oczywiście niezbyt wnikliwie będziemy się w nie wgłębiać. W „Jak zapomnieć” - wideo to dziełko wizualnej grafomanii – czytamy na przykład: „dobermany twych dłoni / trudno jest poskromić / nie chcą lizać moich blizn / wyją teraz w tej piosence” albo „terrorystom twych źrenic / łatwo krew mi spienić / kiedy odwracając wzrok / rozszarpujesz moje serce”. Bardzo się cieszę, że autor w pierwszej zwrotce postawił na konkret. Dlaczego nie jamniki? Też psy. Też je trudno poskromić. Też nie zawsze lubią lizać blizny, zwłaszcza kiedy na stole pojawiają się smaczniejsze podroby, czyli to rozszarpane z żałości serce.
Kobranocka jest już mniej konkretna z terrorystami. Wrodzona ciekawość każe mi zastanawiać się, czy chodziło o „Front Wyzwolenia Kaszmiru twych źrenic” albo „Brygady Męczenników Al-Aksa twych źrenic”. Tak to niestety jest z metaforami dopełniaczowymi, które bardzo prosto się konstruuje. Prowadzą na zatracenie. Aby stworzyć coś wyjątkowego, wystarczy wybrać sobie dwa całkowicie odklejone od siebie słowa. I już możemy poepatować lirycznością w stylu: łasice mych myśli nie chcą biegać po łąkach twego zapomnienia. Zachęcam Kobranockę do dalszych ćwiczeń.

Generał z amfetaminowym glutem

Nie wątpię, że zespół H5N1 wyhodował sobie wierną lokalną publiczność, jednak pod względem estetycznym to zupełnie nie moja bajka. Szczególną popularność zdobył w czasie ostatnich wyborów samorządowych z racji tego, że zaangażowało się w nie dwóch jego najważniejszych muzyków. Teksty mają nie za dobre. Ich szlagierem jest dramatyczna „Amfetamina”. „Zniewala umysł, ciało wygina, / Amfetamina. / Prostuje zwoje, rozsadza żyły, szybko zabija”. Zabija, co? Amfetamina. Nie miałem nigdy aż tak granicznych doświadczeń z rekreacyjnymi narkotykami, dlatego rozumiem, że autor tekstu leżał gdzieś w totalnej naćpie, bo ktoś podał mu amfę zmajoną z elektrolitem z akumulatora. Gitara w zwrotkach zachowuje się tak, jakby pod nią rozlegały się przestrzenie reaggowych riddimów. To trochę dziwi, zwłaszcza że reggae woli trochę bardziej finezyjne środki stylistyczne.

Znacznie weselej jest w „Generale”. To materiał dla ewentualnych hagiografów H5N1 – gdyby nie przemowa Jaruzelskiego i skandowane pod koniec utworu „Solidarność”, zupełnie bym nie wiedział, w jakim kontekście to wszystko należy umieścić. Zaczyna się tak: „Cztery okruchy wydarte z chleba / szczęścia na ziemi wam przecież nie trzeba / nie trzeba radości kiedy po kryjomu, nie można wyjść na spacer z domu”. Prawda, że dziwnie? Refren jest jeszcze dziwniejszy: „betonowy świat, ciemne okulary i złe ordery / przyszedł czas pokierunek sztandarów / za które musiało umrzeć zbyt wielu”. Albo taki fragment w zwrotce: „niewola ma boleć, choćbyś był z nią”. Oni tak serio? Tak na poważnie? A może przeczytajmy to bez cudzysłowów? Nie trzeba radości, kiedy po kryjomu, nie można wyjść na spacer z domu. Wierna publiczność bije brawo, kocha muzyków z uniwersyteckim wykształceniem i wspomina ideały Sierpnia.

Miasto i ciasto to zło

Z duetami męsko-żeńskimi jest jeden zasadniczy problem – tekst na ogół pisze albo pan, albo pani. Rzadko robi się to wspólnie. W wypadku Projekt Toruń Północny i utworu „Moja kobieta” podejrzewam, że liryka jest domeną panów. Ciekaw jestem, jak głębokie pokłady kobiecości musieli w sobie odkryć nasi raperzy, aby napisać jako niewiasta: „Ja tobie pragnę dowieść / że jesteś moim Bogiem / ja muzą twoją będę / w każdy dzień i w każdym momencie / To dla ciebie skarbie, jesteś całym moim światem”. Nie mam wątpliwości, że wokalistka Sandra, czytając te słowa, zażądała podwójnej stawki i wykreślenia nazwiska z nagrania. Chyba że sprytni panowie wmówili jej, że to gospel i że śpiewa Chrystusowi.
W autorze bez wątpienia musiało się narodzić jakieś seksualne rozdwojenie, gdy w swoim rajmbuku notował: „ Ciemne chmury, wiatr przenika miasto / ja tylko marzę by zobaczyć twoją jasność / wiem potrzebuję ciebie tak jak ty mnie / Ty tu swoją duszę ranisz - ja tamuję płynącą krew”. Nie bądźmy małostkowi i nie znęcajmy się nad lirycznym terrorystą, który usiłuje tamować coś, co płynie, jakby się dało tamować coś, co nie płynie. Pochwalmy za to jego zmysł rymotwórczy, bo zauważył, że „miasto” można zrymować z „jasność”, choć zapewne długo się zastanawiał, czy nie lepiej byłoby wpisać w klauzuli „ciasto”, aby skonfundować do reszty hiphopową publiczność i tym samym przejść do lirycznego indie.
Wokalistka Sandra śpiewa za chwilę: „Choć w twoich oczach widzę to zło / ja tobie powiem, że ja lubię widzieć to / Więc chodźmy gdzieś, niech będę już spełniona / rano się przebudzę w ukochanych mych ramionach”. To oczywiste, że „to” rymuje się ze „zło”. Na miejscu raper zostawiłbym taką dziewczynę – lubi zapewne długie i nudne nocne spacery gdzieś nad wodą. Widzi zło, a mimo to wychodzi z kimś w noc. Jakby to napisali amerykańscy raperzy: „This bitch is gonna get date raped, and that's fo' sure”.
Później męski narrator ballady w stylu crunk zastrzega rezolutnie: „Musisz to zrozumieć, że twój facet to raper / czasem kawał skurwysyna, który żyje z dnia na dzień / który wciąż zarabia hajs, bo potrzebny jest jak tlen”. Nie wiem, kiedy zaczyna się różnica między pieniędzmi a hajsem, już lepiej odczuwam różnicę między pracą a robieniem kariery. Podejrzewam jednak, że pieniędzy musi być bardzo dużo, żeby magicznie zamieniły się w hajs. Osiem albo dziesięć złotych na godzinę nie jest raczej hajsem. No ale raper to co innego. Wideo kręci skąpany w świetle reflektorów samochodów na niemieckich blachach, kadarką polewa panie, których nawet najnowocześniejsza dermatologia Europy nie uchroni przed blamażem w HD, do tego jeszcze kumple machają intensywnie rękami przed kamerą, a na końcu głęboko wciskają głowy w firmowe bluzy z kapturami.

Ciemną nocą pomyka leśny zwierz
Kobranocka, raper i rzecznik prasowy zapewne nigdy nie osiągną wyobraźni kandydatów na zwycięzców polskich konkursów literackich. Swego czasu Jacek Dehnel cytował - za Romanem Honetem - fragment jednego z konkursowiczów: „Ciemną nocą, leśną dróżką, idzie Jerzy Popiełuszko”. Głośny stał się też inny fragment: „Po lesie pomyka leśny zwierz, a za nim król Kazimierz”. Najbliżej tego niedoścignionego wzoru z agonów poetyckich jest H5N1, choć w źle nagłośnionej sali Dworu Artusa nie sposób im nie odmówić uroku. Kobranocka wykonuje na ogół dobre teksty, ale czasami się potyka. PTP opowiada historie, które nie są skierowane do mnie.
Do tego lirycznego cyklu z pewnością wrócę. Władze Torunia mają w jednym rację – to środowisko ma potencjał.

7 komentarzy:

  1. Tutaj mamy poetyckie usteczka Krzysztofa Komana z H5N1 http://www.torun.tv/portal.php?moves=true&pos=4228&theme=&notice=&archive=true

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie napisane :) swoją drogą w tworzeniu językowych kwiatków polscy artyści mają już wprawę, jak choćby "sęp miłości" czy "wiosna spaliną oddycha" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I to jest twoje miejsce na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  4. By skomentować posłużę się sentencją - "Lubię czytać Twoje" - Marazm z Rotterdamu

    OdpowiedzUsuń
  5. Elo tu nadaje Juras Jurczens - zapraszam na mojego zblantowanego bloga:
    http://blogjurasa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałbym sprostować, że fragment o Popiełuszce został odkryty przez Romana Honeta (a ja znam go już jako przytaczany przez Romana, co zawsze podkreślam), natomiast fragmentu o królu Kazimierzu w ogóle sobie nie przypominam. Ale, oczywiście, po każdym konkursie, w którym juroruję, dołączam wspaniałe wypłody poetyckie do mojego zbioru Wielkich Grafomanów Polskich.

    Jacek Dehnel

    OdpowiedzUsuń