1.
Śledzę bloga „Anty-Toruń”, choć w niektórych kręgach uchodzi to za szczyt obciachu. W tym momencie to najciekawsze miejsce w toruńskiej blogosferze.
Blog z człowieka robi maniaka. Manią Anty-Torunia są suchary na facebookowym wallu Dworu Artusa. Tak bloger pisze o tym zacnym gmachu:
Monumentalny Dwór Artusa od pierwszej wizyty w Toruniu wgniótł mnie w ziemię swoją powalającą architekturą. W żadnym innym mieście w naszym pięknym kraju nie widziałem… pięknego? To za mało powiedziane. Legendarnego – w mojej opinii – budynku.
Elitarne miejsce, w którym znamienici goście i artyści wielokrotnie dawali kunszt swoich sztuk. Monumentalne, które zapiera dech w piersiach moim osobistym przyjaciołom z całej Polski, którzy po raz pierwszy odwiedzają Gród Kopernika. Architektonicznie idealnie korelujące z dużo starszym Ratuszem Staromiejskim i monumentalnym pomnikiem polskiego astronoma, Mikołaja Kopernika.
W ten sposób o Dworze Artusa może mówić jedynie człowiek, który na wycieczce szkolnej do miasta po raz pierwszy zobaczył gołębia. W jego stronach – a niech to będzie miejscowość tak mało znana, że nazwa najbliższego powiatu wprowadza każdego rozmówcę w zakłopotanie - nie było takiego ptactwa, co człowieka się nie boi i człowiekowi z drogi nie schodzi. Po tym na Starych Rynkach poznaje się dzieciaki z prowincji – nie po ciuchach z Tesco, bo Tesco nie mają; nie po białych słuchawkach podłączonych do pustej kieszeni – biegają jak szalone za miniaturowym miejskim drobiem.
2.
Platforma Obywatelska przygotowała kampanię „Skuteczni dla Torunia”, która stara się wmówić mieszkańcom, że budowa drugiego mostu przez Wisłę to zasługa tego ugrupowania. Jak wiadomo, ta inwestycja w części powstaje za pieniądze unijne, o których dystrybucji decyduje rząd. Zastanawiam się, w jaki sposób można sobie przypisać z tego tytułu zasługi, zapominając o tych, którzy wzięli na siebie ciężar realizacji całego przedsięwzięcia.
Powstaje dość niefortunne wrażenie, że Toruń otworzy nowy most, tylko dlatego że jakaś partia, która z inicjatywą niewiele ma wspólnego, na to pozwoliła. Przyznanie Toruniowi dotacji na inwestycję nie powinno być powodem do dumy. To jest zadanie rządu. Czy państwowy mecenas, gdy przyznaje stypendia artystyczne, upaja się wizją swojej szczodrości i skuteczności? Mówi: „Sorry, płyta być może nawet fajna, ale to moja zasługa”?
3.
Jarosław Jaworski nawet do knajpy idzie z tezą. Dopóki nie poszedł na kebaba, mówił o miałkości lokalnego środowiska. Gdy uregulował poziom cukru we krwi, darował sobie rozprawki. Na blogu żałuje, że w Toruniu już się tak zaciekle nie dyskutuje w knajpach. Fermentu nie wywołał – Jacek Chmielewski w jedynym nieusuniętym komentarzu zauważył, że nic się w mieście nie zmieni, dopóki nie zmienimy prezydenta.
Słusznie.
4.
Byłem na koncercie Sera Charlesa. To dziwny zespół. Wokalista Stefan Kornacki w zimowych butach wygina się pod mikrofonem, a przestaje się wyginać, kiedy przestaje mówić. Okazji do niemówienia ma niezwykle mało, bo kiedy kończy, zespół też kończy. Kawałki są krótkie, tak jakby frontman zabronił chłopakom rozegrania się gdzieś w tle, bo sam nie wie, co ze sobą zrobić, gdy muzyka gra, a on właśnie skończył pracę. Po tym poznaje się dobrego wokalistę, że wie, co zrobić ze swoim ciałem, kiedy jego rola w piosence gaśnie.
5.
Chwilę później zagrał Tomasz Organek z Sofy. Bardzo dobrze się bawiłem, rozkminiając wszystkie cytaty muzyczne z jego piosenek. Chłopak do swoich kawałków wrzucił cały kanon rockowych lektur lekko zbuntowanego nastolatka - z The Doors i Led Zeppelin na czele. Z motywów mordowanych seryjnie przez wszystkich ulicznych grajków stworzył zupełnie nowy świat brzmieniowy i oddał hołd swoim mistrzom. To było po prostu znakomite. Organek jest dobrym tekściarzem i nie rozumiem, dlaczego część swojego solowego repertuaru zaśpiewał po angielsku. To, że nie były to teksty osadzone w rockowym pustosłowiu, wcale go nie usprawiedliwia.
6.
Pisałem o ataku kiboli na Galerię Nad Wisłą. Kibole zaatakowali, bo w tym miejscu miała się odbyć premiera fotoreportażu, który przygotowały dwie toruńskie artystki. Panie wybrały się w Polskę, aby sfotografować się w zapomnianym przez cywilizacją miejscach w sukniach ślubnych. Nawiązały do stylistyki sesji zdjęciowych, które zwykle odbywają się chwilę przed tym, jak dwoje młodych ludzi postanawia popełnić wspólnie swój największy błąd życiowy.
W tym koncepcie nie ma nic zaskakującego, nawet gdy dowiemy się, że artystki w ten sposób wypowiedziały się w sprawie związków partnerskich. Rezultat tego artystyczno-socjologicznego eksperymentu jest oczywisty: ktoś się wzruszył i poparł, ktoś obraził, ktoś chciał wysyłać do gazu. W tym kraju nie trzeba wysilać się na sztukę, aby dojść do wniosku, że statystyczny Polak jest homofobem. Wartość poznawcza tego przewidywalnego działania jest nikła.
7.
Smutno i brzydko. Ładne dziewczęta są tylko na stockowych zdjęciach.