czwartek, 15 marca 2012
Mój rok z Kontrapunktem
Są bary, w których pije się do alkoholowego zaniku mózgu, ale wychodzi się z nich w poczuciu triumfu, że jednak coś się dokonało, coś osiągnęło. Wizyta w nich jest nagrodą i doskonałym finiszem piątku albo soboty. Te knajpy na ogół nie mają programu kulturalnego, nie szukają chwytów, jak zainteresować sobą nieprzygotowaną i nową publiczność. Po prostu są.
Teatr Wiczy w Centrum Wolnego Czasu przez bite dwa tygodnie mógł nie grać z powodu wyjazdów, a mimo to każda wizyta w tamtym miejscu była mądrym doświadczeniem. Koncertów, wystaw, didżejów i sridżejów nie ściągają, bo nie muszą, takie bary jak Zezowate Szczęście, Tratwa, Desperado i Grota. Po co? Jest tam wystarczająco dobrze, gdy imprezy nie dominuje ze ścian albo sceny jakaś urojona lokalna wielkość. Jest piątek i Toruń wokół nas, więc dlaczego nie spędzić tej nocy w ciekawym towarzystwie? Prosta motywacja.
Z drugiej strony barykady są bary z aspiracjami, które usiłują wyłamać się ze schematu weekendowego pijaństwa. A im usilniej się starają, tym bardziej ich starania wydają się żałosne. Zawsze są za mało modne, za mało chwalone, a przecież mają tak wysokie mniemanie o sobie.
Kontrapunkt działa rok, ale w tym czasie nie zdołał wyrobić sobie tożsamości. Jest rozbrajająco nijaki, programowo bezprogramowy, mimo usilnych starań nadania mu charakteru. Ani to modna kawiarnia, ani popularny klub muzyczny. Jest knajpą środka, bez specjalnych właściwości. Jego jedynym atutem są barmani, doskonale znani zza baru w eNeRDe. Można próbować się tam delikatnie podpić, ale prawdziwe życie jest gdzieś indziej. Trzeba gdzieś przezimować, dopóki w Desperado albo Hippisówce nie pojawią się hard userzy.
W Kontrapunkcie muzyka na ogół po prostu przeszkadza. Lokal nie potrafi się interesująco różnić od innych klubów. Przy barze się nie upijesz, w piwnicy się nie pobawisz, nie porozmawiasz na piętrze. Kontrapunkt jest trochę eNeRDe, trochę galerią sztuki, ale tak naprawdę nie jest ani jednym, ani drugim.
W czasie gdy eNeRDe, z którym Kontrapunkt często konkuruje, nadal się rozwija, lokal niedaleko Krzywej Wieży nie wykonał ani jednego kroku do przodu. Są czasami ciekawe wystawy fotograficzne, ale nie ma ambicji bycia narratorem życia artystycznego w Toruniu. Są koncerty, ale nie spaja ich żadna myśl. Są spotkania pozarządowek, ale bez woli wybicia się na samodzielność.
Kontrapunkt. Ani się w nim upić na smutno, ani świętować. Dobre miejsce na początek imprezy. Najlepiej wytrwały piątkowy wędrowca czuje się na kawałku chodnika przed knajpą, gdzie żaden didżej nie miesza się do rozmowy, gdzie można zajrzeć do wyziębionego wnętrza tego lokalu, oświetlonego jakimś astmatycznym światłem, które specjalnie nie odstrasza ani nie zachęca. I jeśli miałbym szukać słowa, które najlepiej definiuje Kontrapunkt, wskazałbym „przeciętność”. Mimo barmanów, z którymi miło się pije. Mimo znajomych, którzy często odwiedzają to miejsce.
Rok z Kontrapunktem był zaledwie miły i sympatyczny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to kolejna knajpa ci odpadła Grzesiu :)
OdpowiedzUsuń