1.
Raper Piker – znany mi jedynie z widzenia bywalec klubu eNeRDe - został pierwszym w historii rzecznikiem prasowym Miejskiego Zakładu Komunikacji. Nie wiem, czy gratulować, czy serdecznie współczuć. Gratuluję oczywiście awansu zawodowego, współczuję stanowiska. Od pracowników miejskich przewoźników gorszą sławą cieszą się chyba jedynie strażnicy więzienni. Pracujesz w komunikacji miejskiej, znaczy, że działasz w systemie opresji. Są kanary, są spóźnione autobusy, palące się tramwaje, opryskliwi kierowcy i pasażerowie, którzy niektóre skargi niosą wprost do prasy. Podejrzewam, że większość z nich jest całkowicie uzasadniona – z kontrolerami i kierowcami nie ma żadnych negocjacji. Raperowi Pikerowi prasa nie da chwili spokoju i niestety będzie musiał tłumaczyć swoją spółkę z błędów innych ludzi – zmęczonych kierowców i kontrolerów z firm zewnętrznych.
Dlatego nie dziwię się, że Piker ma korzenie hiphopowe, a nie na przykład rastafariańskie. Istota miejskości to autobusy i tramwaje. Nie ma większego urbanu i industrialu. I rozumiem, że raperzy muszą tworzyć naiwne motywatory - rymują w nich o nieustającej walce ze światem, ciałem i szatanem. Boksują się z wewnętrznym cieniem i pocieszają się, że wszystko będzie dobrze. Piker urodził się sobą i walczy o swoją pojedynczość. Czego się nie robi, widząc codziennie godziny przyjazdów i odjazdów, gdy zacierają się w pamięci numery boczne autobusów i tramwajów?
No chyba że nagra diss na złego pasażera.
UPDATE:
Piker postanowił usunąć z sieci wszystkie sygnowane przez siebie piosenki i zamknął swojego bloga. Google pamięta wszystko, przejrzymy cache i najciekawsze fragmenty zamieścimy np. bezpretensjonalny i szczery wpis "pizza na imprezach to jest to!!!"
2.
Zbigniew Fiderewicz, wiceprezydent miasta, który niegdyś zajmował się kulturą, nie stroni od publicznych wypowiedzi na temat swojego dawnego zakresu obowiązków. W rozmowie z „Nowościami” zamarzyło mu się, żeby sala koncertowa na Jordankach przypominała mediolańską La Scalę i berlińska filharmonię. Niektórzy marzą o urlopie zagranicznym albo o podwyżce, inni marzą o La Scali w swoim mieście.
Rozumiem, że wiceprezydentowi chodziło o warunki techniczne budowanej sali. Nie sądzę, aby Toruń zatrudnił w swojej orkiestrze 128 wypróbowanych na całym świecie muzyków tak jak berliński zespół, albo jak La Scala utrzymywał orkiestrę symfoniczną, solistów, chór i balet. Na razie Toruńska Orkiestra Symfoniczna ma mniej niż pięćdziesięciu instrumentalistów – opłacanych znacznie gorzej niż ich koledzy z sąsiedniej Bydgoszczy.
Na miejscu władz Torunia bałbym się o to, ile w przyszłości wyniosą koszty utrzymania tego budynku. Podejrzewam, że w skali roku przekroczą milion złotych. Do tego jeszcze trzeba będzie zapewne powołać nową instytucję kultury, która z budżetu uszczknie przynajmniej trzy miliony złotych. Do nowej sali może spokojnie się przenieść nasza orkiestra, ale podejrzewam, że przerosłoby ich zadanie skonstruowania wszechstronnego impresariatu, który oprócz cotygodniowych koncertów muzyki poważnej przyciągnie widzów na duży spektakl teatralny albo występ popularnego wykonawcy pop.
I kto tam będzie grał? Toruńskim symfonikom zdarza się grać przy niekompletnej widowni. Poza tym pięćdziesiąt osób – nawet jakby wyczyniało cuda i odnajdywało nieistniejące partytury perkusyjne do oper – nie da rady sobie z kubaturą tej sali.
A Mahlera nie będzie, chyba że muzycy ściągną sobie nuty z chomika.
3.
Nie byłem na „Kac Wawa”, który zrealizował torunianin Łukasz Karwowski. Nie byłem w nowym lokalu po Piwnicy Pod Aniołem. W piątek pewnie zajrzę do Anioła, film sobie jednak odpuszczę. Starczy, że widziałem trailer. Jeśli – jak nakazuje sztuka robienia filmowych zapowiedzi – producenci wyciągnęli z tego materiału esencję, „Kac Wawa” jest bolesnym doświadczeniem.
Nie rozumiem celu grzebania człowiekowi w życiu prywatnym? Pan jest poważnym dziennikarzem?
OdpowiedzUsuńWiąże Pan jego funkcję w MZK (która nie nazywa się "rzecznik prasowy") z jakimś blogiem? Zwariował Pan?
Motto:
OdpowiedzUsuńZwracam uwagę na sedno sprawy,
jesteś prawdziwy tak jak ja, czyli jesteś oryginalny
liczą się fakty, atrybuty wyobraźni (....)
czasami nie rozumiem sam siebie i nie potrafię tego wyjaśnić,
ale nie uciekam od prawdy, mam swoją liczbę przewinień
i przypisuję sobie tę winę (...)
Mówię zawsze prawdę, choć posiadam niejedną skazę
Próbuję naprawić swoje błędy przez wiarę (...)
nie mam zamiaru po sobie swoich śladów zatrzeć”.
Piker / Rzepski „Oryginał”
Piotr Reich od lat funkcjonuje w sferze publicznej. Jego blog i jego działalność na scenie muzycznej również należą do tej sfery. Dlaczego nie powinniśmy łączyć Piotra Reicha z Pikerem? To dwa różne byty? Jeden osadzony w rzeczywistości, a drugi to kreacja artystyczna? Jak w takim razie czytać słowa „Oryginału” o ucieczce przed prawdą i zacieraniu po sobie śladów? Scena to młodzieńczy wygłup? Piker to artystowska poza? Można rymować o tym, jak ważna w życiu jest szczerość i oryginalność, ale poza sceną i poza beatem wstydzić się tych słów? Dlaczego nie warto cytować jego piosenek z YouTube? Dlaczego raper tak rozpaczliwie zaciera ślady swojej kariery muzycznej w sieci? Dlaczego usunął bloga? Czego się boi?
Generalnie na początku myślałem sobie, że to znakomita wiadomość, że rzecznik prasowy nie ogranicza swojego życia pozazawodowego do otwarcia sobie puszki z piwem przed meczem Arsenalu. Że jest aktywny na scenie muzycznej, że nadal nagrywa i koncertuje. Myślałem sobie: cholera, podoba mi się spółka komunikacyjna, której rzecznik prasowy jest raperem.
Rap nie jest wstydliwą chorobą. Jest dziedziną sztuki. Komu jak komu, ale Piotrowi Reichowi nie powinienem tego chyba tłumaczyć.
Faktycznie - tłumaczyć mu tego z pewnością nie trzeba - wystarczy umieć odróżnić pojęcie wstydu od poczucia prywatności i samemu zrozumieć, że dla niektórych praca to praca, a rap to rodzaj hobby i forma osobistego wyrazu - zwłaszcza dla tych, którzy nie pchają się ze swoimi dokonaniami do radia, czy telewizji, obecnie mają swoją domową scenę i nie koncertują, bo tworzą dla własnej satysfakcji - jak jest w powyższym przypadku i usunięcie swoich numerów z YouTube, czy zamknięcie bloga, to chyba wyraźny sygnał, że nie chciano, żeby trafiły one tu, tylko do grona znajomych.
UsuńRozpaczliwie doszukujecie się sensacji gdzie jej nie ma, a wiem, bo dobrze go znam osobiście, najbardziej boi się ludzkiej głupoty i za to go między innymi szanuję.
http://dl.dropbox.com/u/6852197/piker.jpg
OdpowiedzUsuńDobrze, rozumiem, że teraz cytując wypowiedzi będzie Pan pisał w GAZECIE "powiedział Raper Piker". Jeśli nie rozdzielamy bytu "artystycznego" to róbmy to na całego :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńKonopacki ale kręcisz kręcisz aż miło.
OdpowiedzUsuńDlaczego ci, którzy dotychczas milczeli tak gwałtownie się ożywili! Jeżeli pałac pana Żydowicza to taka wielka gratka, to dlaczego w żadnym mieście nikt tego nie chce! Poza tym Pan Żydowicz nie musi wcale budować swoich ,,marzeń na siłę" na Jordankach. Może to zrobić na innym terenie w Toruniu za parę lat. Wtedy udowodni, że na swój projekt dostanie pół miliarda złotych a Toruń zapłaci tylko 10%!!!
OdpowiedzUsuńJa myślę, że pan Fiderewicz ma bardzo dobre zamiary. Oby mieli siłę do zrealizowania tego pomysłu. Najgorszy w tej sprawie jest szum medialny, który podkręca emocje! Tu nie chodzi o dobro Torunia, ale o to, aby ukręcić głowę sali. Ludzie kręcą aż miło!!