Muzykom od zawsze zazdrościłem muzykowania, fotografikom - spostrzegawczości, plastykom - kontaktu z przedmiotami, aktorom - świadomości własnego ciała. Za fotografię, plastykę i aktorstwo nigdy się nie brałem. Próbowałem mocować się z muzyką. Moja pierwsza i jedyna gitara nazywa się Mayones i jest tanią polską podróbką Ibaneza. Kiedyś ta gdańska firma produkowała najtańszy sprzęt muzyczny w kraju – dziś pracuje tylko na zamówienie. Z mojej gitary zostały strzępy. Starte progi, zapadający się mostek, trzeszczące humbuckery, nieuziemione wejścia, niedziałający potencjometr.
Kupiłem ją w 1995 roku, zagrałem dziesiątki prób, nie wystąpiłem ani razu na żywo. Gdy zaczynałem z zespołem, który nazywał się Achtundzwanzig Banditen, nie potrafiłem zupełnie grać. Teraz gram w zasadzie niewiele lepiej. Gdy nie mogę zasnąć w nocy, wystarczy, że chwilę się pobawię gitarą i od razu robię się senny. Nie żartuję.
Dziś zamieszczam ostatnie kawałki ze swojej plejlisty wstydu. Oba powstały w jeden wieczór około 10 lat temu. Używałem pianinka z płyty z instalką SB Live!, programu do perkusji zamieszczonego na płytce załączonej do jakiegoś pisemka i programu GoldWave do obróbki wavów. „Disco” jest oczywiście żartem, „Lo” - co gorsza – powstawał zupełnie na serio.
Polecam słuchawki. Ściszcie dźwięk od razu, bo w Soundcloudzie nie ma regulacji głośności.
Coś w tym jest bo mnie też granie na gitarze usypia.
OdpowiedzUsuńTeraz już wszystko jasne. Po lekturze tego wpisu i Pańskich artykułów w GW widzę, że zbiera Pan materiał na wpis na blogu w roku 2022 "Nie bójmy się obciachu (cz....)". Życzę by za dziesięć lat mógł Pan redaktor z podobnym dystansem podejść do swoich obecnych wypocin. A może uda się do tego czasu nauczyć obiektywizmu i dorosnąć mentalnie do roli dziennikarza. Kto wie.
Usuń