Marcin Gładych ma od dziś 49 lat.
Mężczyzna ma tyle lat, na ile wygląda. A Marcin wygląda, jakby w istocie ukończył 49 lat. W latach jego młodości, a pamiętajmy, że wtedy Ziemia była młoda, płaska i kończyła się kataraktami, mówienie o wieku nie było w dobrym tonie.
Poznałem go w czasie jednej z tofifestowych dyskusji w letnim ogródku Teatru Wiczy. Był wtedy Marek Żydowicz, Andrzej Szmak i Jarosław Jaworski. Marcin cały czas nam przeszkadzał. Po spotkaniu podszedł do mnie i delikatnie zasugerował, że rozmowa była do bani. Generalnie przyzwyczaiłem się do tego, że publiczność nie oszczędza w tym mieście żadnych dyskutantów, ale najsrożej obchodzi się z prowadzącymi debatę. Marcin mieścił się w kategorii przeszkadzaczy.
Na domiar złego później zaprosił mnie na wystawę w pubie Grota. To miejsce wówczas kojarzyło mi się niezbyt pozytywnie. Przychodziła do niego dość specyficzna grupa klientów, którą w większości stanowiły toruńskie odpowiedzi na fenomen Paris Hilton, z jedną zasadniczą różnicą: nic nie zarabiali. W pubie podchodził do ciebie koleś, który wygląda na artystę, zachowuje się jak artysta, mówi jak artysta, ale jest jedynie grotowym celebrytą. Nie znałem się na miejscowej giełdzie towarzyskiej, więc sobie z tego towarzystwa otwarcie dworowałem. Później zmieniłem zdanie na temat tego lokalu.
Z Marcinem zdarzyło mi się współpracować. Efektem jest np. scenariusz filmu „Trzy życzenia” na podstawie prozy Rolanda Topora. Szczególnie zadowolony jestem ze sceny z „Leonem”.
Zdarzyło mi się także recenzować jego poczynania. Gdy skrytykowałem „Hakerów wolności”, zadzwonił z pretensją, dlaczego tak delikatnie się z nim obszedłem.
Dziś Marcin porzucił głęboki off i zaczął robić superprodukcję. Na jego Festiwalu Jednego Gościa wszyscy widzieli największe wpadki z planu „Panoptikonu”. Proszę Państwa, film jest świetnie sfotografowany. Myślę, że wielu torunian zdziwi się, jak wspaniale wygląda ich miasto we współczesnym filmie.
Mógłbym w tym momencie napisać, że produkcje i akcje Gładycha zrobiły w tym mieście znacznie więcej niż wszelkie starania o strategię kultury, TAK-i i Turkusowa Rewolucja. Że w jego filmach grają aktorzy wszystkich toruńskich teatrów, pomagają mu muzycy kilku zespołów, plastycy, montażyści, operatorzy nawet ze szkoły Rydzyka. Że łączy ze sobą na jednym planie fanatyków historii i militariów z artystami. Gładych ma dar przekonywania, że warto w coś się zaangażować, mimo że zyski z całego przedsięwzięcia rysują się mgliście, ale warto w to wszystko wchodzić i brnąć głębiej, bo pomysł wydaje się szalony i nie do zrealizowania.
Gładych ma 49 lat i w zasadzie już nic nie musi. Wypalił się jako fotografik, zapewne po „Panoptikonie” zajmie się didżejką albo poezją.
Taka mała rzecz, coś takiego jak pasja, sprawia, że facet w wieku, w którym na ogół kibicuje się z zaciśniętymi pięściami uczestnikom „Familiady”, należy do najbardziej innowacyjnych artystów w Toruniu.
W niedzielę w Kontrapunkcie za darmo będzie można sobie zrobić z nim zdjęcie. Jak z Wałęsą.
A na koniec jego najciekawszy film:
To Gładych nie ogląda Familiady? Wstyd!
OdpowiedzUsuń