W środę byłem na 150-leciu Muzeum Okręgowego. Podsekretarz stanu w ministerstwie kultury i zarazem generalny konserwator zabytków wręczył najciekawszym krajowym inicjatywom wystawienniczym branżowe nagrody, a muzealników z okazji ich święta udekorował medalami i odznakami.
W latach 70. spędziłem na szczęście tylko dwa lata, ale po tym, co wydarzyło się w środę, mogę sobie wyobrazić, jak wyglądały wówczas oficjalne ceremonie państwowe. Zaczynało się od wystąpień tuzów i bonzów, którzy wytrwale porządkowali oficjalną fikcję. Toruńska uroczystość trwała półtorej godziny, z czego ponad połowę czasu ukradli rozmaici urzędnicy i politycy, którzy na wstępie zawsze dziękowali gospodarzom i przedmówcom, nakreślali ogólnie tematykę spotkania, zdawkowo udowadniali tezę, że muzealnictwo to jak najbardziej zaszczytna część polityki historycznej i najważniejszy oręż w obronie polskiego dziedzictwa narodowego.
Po tych zaklęciach przyszła pora na dekoracje laureatów: wywoływali ich piątkami, niechlujnie i hurtowo. Nie mam żadnych wątpliwości, że dla wielu muzealników – kustoszy i starszych kustoszy, konserwatorów i starszych konserwatorów, adiunktów, starszych i młodszych dokumentalistów, referentów, kwalifikowanych opiekunów ekspozycji, asystentów muzealnych i starszych asystentów, rzemieślników, pomocników i specjalistów – to był najważniejszy dzień w dotychczasowej karierze zawodowej. Bardzo możliwe, że niejeden z tych pracowników wybierze się w zaświaty z medalem przyznanym mu przez ministra kultury.
Połowę sali - bliższą pierwszemu rzędowi, który zajęli panowie oficjele – wypełniali również panowie w oficjalnym stroju, równie oficjalnie reprezentujący różne instytucje muzealne. Druga połowa to byli pracownicy toruńskiego muzeum: nieco onieśmieleni galą cicho gratulowali sobie sukcesu, z niepokojem oczekiwali na znajome brzmienie swojego nazwiska, które zagłuszały coraz bardziej znudzone rzędy panów w oficjalnym stroju. I jakoś zrobiło mi się smutno, gdy patrzyłem na tych szeregowych muzealników, którzy tego dnia wyjątkowo przyszli na galowo do pracy. Wielu z nich nie potrafiło powstrzymać wzruszenia, gdy w kolejnej piątce czekali na resortowe odznaczenie.
Wiem, że Muzeum Okręgowe w Toruniu w czasie swojego jubileuszu jest instytucją silnie podzieloną. Pracowników poróżniła sprawa oskarżenia dyrektora tej placówki o mobbing. Szef muzeum przegrał kilka procesów w sądzie pracy. Zasłaniając się poważnym remontem Ratusza Staromiejskiego, nie wpuścił do instytucji inspekcji pracy, która zamierzała rozesłać pracownikom anonimowe ankiety mobbingowe. Miał do tego pełne prawo.
O mobbingu napisała „Gazeta Pomorska” - link. Usiłowałem się dowiedzieć, jak wygląda codzienność w największej toruńskiej instytucji kultury, która zatrudnia 120 pracowników. Ktoś z nerwicy schudł 10 kilogramów i przeszedł długą psychoterapię, ktoś ma depresję i myśli samobójcze, ktoś ma problemy ze snem, ktoś specjalnie zaszedł w ciążę, aby uciec z muzeum na urlop macierzyński. Horror.
Gdyby nie kilku odważnych whistleblowerów z muzeum nikt by tej sprawy nie poruszył. Prezydent Torunia w ogóle się tym nie zajął – jego reprezentanci w wypowiedziach dla prasy wyraźnie zaznaczyli, że Michał Zaleski nie będzie ingerował w kompetencje dyrektora MOT. Prezydent, nie zabierając głosu w sprawie muzeum, złamał obietnicę daną swoim wyborcom: miał osobiście zająć się kulturą.
Komisja kultury w radzie miasta poświęciła sprawie siedem minut.
Tyle:
I tyle:
Wiceprezydent Torunia Zbigniew Fiderewicz skomentował to w „Pomorskiej” tak:
Myślę, że nie jest to temat, którym powinna się komisja interesować. Doniesienia prasowe nie są powodem, żeby komisja poświęcała im czas.
Wielkie szczęście, że aby zostać wiceprezydentem miasta, nie trzeba mieć mandatu społecznego.
Brak reakcji władz Torunia w ogóle mnie nie rozczarował. Najgorsze jest to, że problem z mobbingiem w MOT nie doczekał się komentarza młodego środowiska artystycznego, które lubi dyskutować o kulturze na barcampach, zawzięcie demonstrować swoją pojedynczość na nudnych nasiadówkach, pisać sążniste opinie do gazet pełne naiwnej socjologii. Okazuje się, że Inicjatywa Kulturalna potrafi walczyć jedynie o własną sprawę i że raczej daleko im do solidarności z takimi tam zwykłymi wicekustoszami i wicedokumentalistami, którzy siedzą sobie wygodnie na dupie w postkomunistycznym molochu, parzą sobie kawkę i robią się na podstarzałe tipsiary.
Dlaczego środową oficjałkę nie przerwało burzliwe wystąpienie miejscowych performerów, którzy protestują tylko wtedy, gdy karty są rozdane i nikomu nic nie grozi? Dlaczego nikt nie założył specjalnego wydarzenia na Facebooku? Dlaczego grupa spiskowców nie pokryła zapuszczonych budynków na Starówce karykaturami dyrektorów, prezydentów i radnych? Panie i panowie, gdzie jest wasz lewicowy altruizm? Gdzie jest wasza troska o ludzi pracy?
Inicjatywo, wygraliście eNeRDe, wygraliście strategię kultury, wygraliście kilka drobniejszych spraw. Wasza wrażliwość kończy się w miejscu, gdzie kończą się wasze interesy. Od środy toruńska kultura ma dla mnie twarz 50-letniej kobiety, która trzęsącymi się dłońmi dotyka małej kasetki z medalem, a jej tłuste okulary powoli zalewają łzy.
Ja także się zawiodłem na działaniach Inicjatywy Kulturalnej.
OdpowiedzUsuńPewnie to Pana mało obchodzi, ale chyba po raz pierwszy się z Panem zgadzamy. Szacun za odwagę.
OdpowiedzUsuńToruńska kultura muzealna ma twarz 50 letniej kobiety, bo niby jaką miałaby mieć? Na emeryturę przechodzi się w wieku lat 60 i dopiero wtedy zwolni się etat, bo etaty są dożywotnie, jak widać po przegranych procesach dyrektora. Panie te przeżyły już pewnie kilku dyrektorów, a muzeum, jak sięgam pamięcią, jest niezmienne, tylko Panie dojrzały. Jeśli zaś chodzi o młodych to, jak widać, ich zapał do pracy i zmian kończy się na zajściu w ciążę i wykorzystaniu urlopu macierzyńskiego. Pogratulować "dojrzałych" decyzji podjętych przez przyszłe 50 letnie muzealniczki. Rokuję kolejne 20 lat degrengolady muzealnej. Inicjatywa Kulturalna miałaby niby kupić kołyski czy tabletki uspakajające dla sfrustrowanych?
OdpowiedzUsuńPanie Boże, strzeż minie od przyjaciół (szczególnie litościwych..) bo z wrogami poradzę sobie sam
OdpowiedzUsuńInicjatywa Kulturalna to Cebo i spółka? Przecież Cebo doradza teraz Zaleskiemu, to jak ma jednocześnie protestować?
OdpowiedzUsuńBardzo fajny i ważny tekst. Słów kilka do tego Anonima, któremu 50-letnie Panie się nie podobają. Z zewnątrz praca w muzeum kojarzy się z nudnym siedzeniem za biurkiem albo w salach wystawowych, gdzie nic tylko maksyma "byle do emerytury!". To taka ładna generalizacja. Mylna, jak się okazuje. Znam wielu fantastycznych pracowników i młodych i 50-letnich, którzy próbują coś robić. Nie jest to łatwe, bo prawdziwą walkę muszą toczyć nie z notorycznym brakiem pieniędzy, ale z brakiem zainteresowania swoich władz, które muzeum traktują jak własne podwórko. Pan Dyrektor MOT jest tego świetnym przykładem. Nie interesują go inicjatywy tzw. oddolne, nie interesuje go rozwój naukowy pracowników. Stosuje system nakazów i głównie zakazów. Ważne, by muzealnicy siedzieli 8 h dziennie za biurkiem, choćby im tam niewygodnie było. Pachnie komuną? Oj strasznie! Więc tym większy szacunek dla tych, co się jeszcze nie poddali.
OdpowiedzUsuń